piątek, 21 października 2011

HIGH time for recap.

Okej, nie ma dla mnie zadnej wymowki. Zaniedbalam to pisanie tutaj. Chociaz moze takie drobne usprawiedliwienie na sam poczatek: naprawde czas mi tutaj przelatuje przez palce. I nim sie nie obejrze, a juz jest wieczor i sen to jedyne o czym marze :) Tak wiec przepraszam wszystkich moich czytelnikow (bo mam cicha nadzieje, ze ktos jednak tego bloga czyta :) ).  Zastanawiam sie jak zrobic podsumowanie tego, co sie ostatnio wydarzylo, bo tak naprawde kazdy dzien to nowa historia dla mnie. Zacznijmy od tego, ze w srode obchodzilam swoje osobiste swieto- minal rowny miesiac od mojego przylotu. I znowu sobie zadaje pytanie: jak to jest mozliwe, ze tak szybko mi to minelo? Z jednej strony sie ciesze, ze ani przez chwile nie pomyslalam sobie: po co ja tutaj przylecialam, ale z drugiej moja ogrooomna chec do zwiedzania wszystkiego jest na tyle duza, ze obawiam sie, ze najzwyczajniej na swiecie zabraknie mi na to wszystko czasu :) Krotki rachunek sumienia: czy bycie Au Pair wychodzi mi na dobre. Wydaje mi sie, ze zdecydowanie tak. Ciagle poznaje nowych ludzi. To niesamowite uczucie, ze na dobra sprawe kazdego dnia slyszy sie jakas nowa historie, dzieli sie swoimi doswiadczeniami no i dojrzewa sie w ekspresowym tempie. A uwierzcie, ze to mega istotne, zeby nie czuc sie tutaj samotnym. Wiec obiecalam sobie, ze ani przez chwile nie chce tutaj narzekac/kwekac itp. Stalam sie rzecz jasna milosniczka Skype'a, dzieki ktoremu moge pogodzic moje polsko-amerykanskie zycie :)
Pewnie jestescie ciekawi, jak wyglada moj dzien. Wiec zrobmy krotkie streszczenie. Codziennie: chcac nie chcac budze sie o 6. Od miesiaca zastanawiam sie, czy przypadkiem moj host najstarszy wychowanek nie ma przypadkiem problemow ze slucham. Jego budzik dzwoni przez dobra godzine. Niestety moj pokoj, jest dokladnie obok jego no i niestety moj sluch jest chyba zbyt wyczulony. O 6.45 wstaje i zaczynam swoj dzien: przygotowuje sniadanie, lunch boxy i snack'i dla moich szkrabow. Musze ciagle im przypominac, ze to sniadanie- nie telewizja- jest akurat w tym momencie najwazniejsze :) Czasami mi sie to udaje, a uwierzcie, ze to jest akurat juz spore wyzwanie. Poza tym juz w pelni mnie zaakceptowaly. Jak narazie nie wspominaja poprzedniej Au Pair- ktorej de facto wyleciala w zeszla srode. Poczatkowo czulam sie troche nieswojo, bo w jakims stopniu sie do niej juz przyzwyczailam. Dzieki niej poznalam mnooostwo ludzi ze Szwecji, wiec na pewno mialam bardzo dobry wstep do zycia towarzyskiego. Na szczescie poznawanie ludzi dziala na zasadzie efektu domina. I moj krag sie tylko powieksza i powieksza :) Hosci pozwalaja mi prowadzic samochod po godzinach pracy- kolejny pozytyw dla mnie :) No tak, tradycyjnie zeskoczylam z tematu mojego grafiku :) Poranna prace z dziecmi koncze okolo 9. Pozniej mam czas zeby wyjsc z psem, zajac sie domowymi obowiazkami (spokojnie, wcale nie jestem tym zaladowana) i az do 15 mam czas dla siebie. Moze sie wydawac, ze to kupa czasu, ale dodajcie do tego jakies zakupy, spotykanie ze znajomymi, ogladanie filmow, czytanie ksiazek i przede wszystkim rozmowy na Skype i nim sie nie obejrze a juz jest 15 i czas wychodzic- a raczej wyjezdzac- po dzieci:) Musze sie pochwalic, ze od poprzedniego poniedzialku codziennie biegam. Moim torem przeszkod okazuje sie zabite wiewiorki (nr 1 w Rockville- jacie, szare wiewiorki sa WSZEDZIE). Dalej zbieram na komputer. Wydawalo mi sie, ze bedzie to super proste, ale przez to, ze bardzo czesto gdzies wychodze, to pieniadze po prostu znikaja. No tak, wybaczcie- znowu zmienilam temat. A wiec po 15 zaczynamy jazde na wysokich obrotach. Dzieci kazdego dnia maja mnostwo zajec pozalekcyjnych: rolley hockey, practise soccer, dance, jazz, tap, gymnastic, fencing, chess, time to shine (taki mini teatr), tennis, bowling itp. Niesamowite ile maja tutaj mozliwosci samorealizacji. Kurcze, takie male szkraby moga za pare lat przebierac we wlasnych zaiteresowaniach. Dzien konczy nam sie okolo 18, tzn mam na mysli godzine zakonczenia zajec. Wracamy do domu, robimy prace domowe, czas na prysznic i - w przypadku Xanderka (7lat) to najlepszy czas na nauke polskich slowek. Jacie, JEST W TYM REWELACYJNY. Niestety slowka, ktore go interesuja to: kupa, biegunka, siku, mam ptaszka, ziemniak, mam ptaszka, biedronka i chrzaszcz (tak, tak, naprawde to wymowil). Okolo 8 mam czas dla siebie i wtedy najczesciej po prostu biore samochod i spotykam sie ze znajomymi. Starbucks, babskie ploty, domowe ogladanie filmow itp. Ciagle staram sie sobie przypominac, ze naprawde jestem ogromna szczesciara i czuje, ze spelniam swoje marzenia. To wszystko, co kiedys moglo siedziec gdzies tam w najskrytszych zakamarkach mojej glowy teraz po prostu sie realizuje. A wiem, ze przede mna jeszcze cala masa nieodkrytych i na maksa ciekawych rzeczy.
Kochani, ja juz koncze. Nie chce obiecywac- bo pewnie znowu zawiode sama siebie- ale po prostu postaram napisac sie niedlugo. Dziekuje wszystkim tym, ktorzy ciagle sie do mnie odzwywaja. Uwierzcie, to daje mi duzo poztywnej energii- takie sluchanie o Waszych studenckich (i nie tylko ;p) przygodach. Dziekuje tez tym naprawde najblizszym, za to, ze ciagle nie zawodza :) :*
P.S- w ostatnia sobote bylam na przecudownym koncercie Florence and the machine (location: underneath the Manhattan Bridge, price: FREE= awesome experience!!!!)
P.S 2- w ostatnio niedziele po raz pierwszy w zyciu strzelilam 2 cudowne gole na meczu Au Pairek.

O.K. To by bylo na tyle. Do uslyszenia/zobaczenia.

piątek, 30 września 2011

News from Rockville.

Witam! Wiem, ze minely 2 tygodnie a ja nic sie nie odezwalam, ale uwierzcie mi- czas leci mi tutaj tak szybko i na dobra sprawe dopiero teraz mam dluzsza chwilke, zeby cos tutaj napisac :) W ogole juz sie 2 razy do tego zabieralam, ale zlosliwosc rzeczy martwych mi w tym przeszkadzala.
Otoz czas najwyzszy, zeby powiedziec, ze zyje :) no i mam sie bardzo bardzo dobrze. Az sama nie wierze, ze minelo juz tyle dni. Postaram sie w skrocie opisac jak mi one minely no i ogolnie jak sie tutaj trzymam.
Pierwszy tydzien spedzilam w Training School. Poznalam mnoooostwo nowych ludzi (swoja droga spelnilam swoje marzenie i poznalam Brazylijki :) ) No i dostalam zaproszenie do Brazylii juz! Wiec Copacabana stoi otworem :) Na calym Campusie bylo nas okolo 150 osob. Z czego zdecydowana przewage stanowily Niemki. Ten program cieszy sie ogromna popularnoscia tam i chyba dlatego tyle dziewczyn sie na to decyduje. W pokoju bylam wlasnie z jedna z nich i z dziewczyna z Tajlandii. Kurcze naprawde podziwiam osoby, ktore decyduja sie na ten wyjazd wlasnie z tamtych okolic (byla tez jedna dziewczyna z Chin). Teraz z perspektywy czasu widze, ze ten tydzien byl mi naprawde potrzebny. Wiecie, chociazby ze wzgledu na to, zeby przelamac swoj angielski. Chociaz szczerze przyznam, ze jesli chodzi o zetkniecie sie z takim codziennym angielskim - juz u hostow w domu- bylo czyms niezwyklym. Z jednej strony wcale nie takim prostym, bo mozecie sobie wyobrazic, ze jednak dzieci mowia specyficznym dla siebie jezykiem. Wracajac jeszcze na chwile do szkoly, to bylo nas z Polski 7 dziewczyn, co naprawde okazalo sie bardzo pomocne. W czwartek mielismy wycieczke do New Yorku, ktory zrobil na mnie ogromne wrazenie. Czlowiek czuje sie totalnie malenki w takim wielkim swiecie (chociaz podobno do tego miasta mozna sie przyzwyczaic i juz pozniej wcale nie ma tego slynnego 'wow'). Ja jestem szczesciara, bo mieszkam naprawde blisko miasta. Pociagiem dojezdzam w okolo 40min :)
Wlasnie zdalam sobie sprawe, ze dzisiaj mija dokladnie tydzien od momentu kiedy pierwszy raz przyjechalam do hostow. Pamietam, ze tego dnia bylam cholernie zestresowana. Tak jak juz wczesniej pisalam- pierwsze wrazenie jest naprawde istotne, a jak na zlosc wlasnie wtedy zapominasz o swoich umiejetnosciach jezykowych. Dzieci niezwykle mi pomogly. Myslalam, ze ciezko bedzie im sie przekonac do nowej osoby a w tym aspekcie naprawde mnie zaskoczyly. Zwlaszcza dziewczynka, ktora juz od pierwszego dnia powtarzala ,Maja chodz ze mna, Maja nie idz itp' Aaa wlasnie. O ile dobrze pamietam we wtorek, kiedy razem malowalysmy, napisala na kartce, ze bardzo mnie kocha i ze jestem the best :) Cholernie mile uczucie :) Dzieciaki maja bardzo duzo zajec pozalekcyjnych, wiec glownie moim zadaniem, jest ogarniecie wszystkiego i bezpieczne prowadzenie samochodu. Na poczatku przerazila mnie wielkosc, ale odnosze takie wrazenie, ze jak juz sie jest w srodku, to wcale nie czuje sie tego 'ogromu'. Zasady ruchu drogowego sa nieco inne. Przede wszystkim trzeba na dobre zapomniec o zasadzie pierszenstwa z prawej (to jest chyba najtrudniejsze). Na kazdym skrzyzowaniu jest STOP, albo STOP all way (co oznacza, ze kazda strona musi sie zatrzymac i ten, ktory po prostu przyjedzie pierwszy- rusza pierwszy). Poza tym jestem troche szczesciara, bo tutaj w Rockville ruch samochodowy nie jest jakis ogromny. Wiec musze sie skupic po prostu na zapamietaniu wszystkich ulic. Ale mam nadzieje, ze bedzie to kwestia czasu :)
Tak jak wspominalam jestem jeszcze z ich obecna Au Pairka tutaj. Wraca do Szwecji za tydzien, wiec mam jeszcze troche czasu na oswojenie sie ze wszystkim.
Hahaha. Odzyla tutaj moje ulubione zdanie: od jutra sie odchudzam. Juz sobie nawet obiecalam, ze od przyszlego tygodnia zapisuje sie na jogging. OBOWIAZKOWO! Dopiero teraz docenilam polska kuchnie :) Wszystko jest tutaj praktycznie juz przygotowane, wystarczy tylko rozmrozic/upiec i gotowe. Wczoraj probowalam nawet zrobic sobie ziemniaki na obiad ale jakos tak chemicznie mi smakowaly. Dobrze, ze przynajmniej owoce nie zawodza :)
Kochani, ja juz bede konczyla- obowiazki wzywaja. Mam nadzieje, ze juz niedlugo zabiore sie do napisania kolejnej wiadomosci tutaj.
Swoja droga kocham sklepy z kosmetykami tutaj. Wszystko jest naprawde MEGA tanie :) No i teraz kolejna rzecza z serii must have jest komputer. Caly czas uzywam ich laptopa, co jest jednak troche niekomfortowe. Jak mozecie sie pewnie domyslac ceny takich sprzetow az krzycza: kup mnie :)

Mam nadzieje, ze w ogrooomnym skrocie opisalam co sie u mnie dzieje. Jeszcze raz przepraszam, ze nie mialam czasu odezwac sie do wszystkich, ale szczegolnie ten poczatek jest taki zakrecony.
Postaram sie to wszystko w swoim czasie nadrobic.
Caluje wszystkich ogromnie i piszcie tez co u Was :)

niedziela, 18 września 2011

Last hours, packaging behind me- what more do I need?

Właściwie to potrzebowałabym jeszcze jednej doby, żeby spotkać się z tymi wszystkimi, z którymi po prostu nie zdążyłam. Tak więc bardzo wszystkich przepraszam, jeśli czegoś nie załatwiłam, albo po prostu nie porozmawiałam. Wracając do pakowania, to strach ma wiekie oczy. Wczoraj udało mi się to wszystko ogarnąc, oczywiście z kogoś pomocą  :) 23 kilo bagażu + podręczny+ torba= jestem gotowa na ten rok. Więc dzisiaj pozostaje mi już tylko objadanie się przepysznym obiadem u babci, no i podpatrzenie jak ona robi placki ziemniaczane, które chyba na zawsze pozostaną moim numerem 1.
Trzymając się jeszcze tematu pożegnalnego - bo pewnie zaraz go zmienię, co niestety robię zbyt często- to jeszcze raz dziękuję za imprezę pożegnalną. To było niesamowicie fajne doładowanie energii na cały rok. A właśnie, z góry proszę o podnoszenie statystyk zakładanie konta na Skype- będzie mi bardzo miło, jeśli od czasu do czasu z Wami porozmawiam, no i przede wszystkim- zobaczę.
Chyba nie do końca potrafię sobie wyobrazić, że już jutro będę w Stanach. Jeśli chodzi o lot, to mam przesiadkę w Londynie, gdzie spotkam większość dziewczyn z Europy no i później już bezpośrednio JFK Airport. W moim przypadku - jak już wcześniej wspominałam- trafiłam na rewelacyjną rodzinę, więc mam ogroooomną nadzieję, że wszystko pójdzie tak jak to sobie wymarzyłam i okres przystosowań minie szybko. Muszę iść spakować jeszcze prezenty no i po raz setny odpowiedzieć sobie na pytanie: czy aby zabrałam wszystko ;)
Kochani, nie będę się dłużej rozpisywać i z tego miejsca życzę samej sobie, żeby spełniły się wszystkie marzenia, jakie sobie założyłam już jakiś czas temu. Chyba pisałam o tym, że do piątku mam Au Pair School Training, więc nie wiem jak szybko uda mi się coś tutaj naskrobać. Mam nadzieję, że będziecie tutaj czasami zaglądać.

Wiem, że jestem monotematyczna, ale dziękuję za każdy wyraz wsparcia ;)
So let the story begin... :)

środa, 31 sierpnia 2011

Time goes by.

Przez całe wakacje nienawidziłam poranków, szczególnie tych z intensywnym słońcem, bo o 7.30 byłam już na nogach. Teraz stwierdzam, że jest to świetny wynalazek dla tych, którzy chcą mieć dłuższy dzień. W perspektywie ostatnich 19 dni w Polsce, już nie kwękam ;) Cały czas uzupełniam listę rzeczy do spakowania/kupienia/zrobienia. To jest całkiem dobre rozwiązanie, bo niestety nie da się ogarnąc tego wszystkiego w jeden dzień. Ciągle zastanawiam się nad prezentami dla moich Hostów. Nie wiem czy wspominałam  w ogóle o mojej Host Family. Otóż są rewelacyjni. Często rozmawiamy przez telefon, więc przynajmniej w dniu przylotu nie będę czuła się tak obco. Przez pierwszy tydzień będzie ze mną ich obecna Au Pairka, co też jakoś dodatkowo mnie pociesza - nie będę wrzucona na głęboką wodę. Pierwsze 5 dni spędzę w St. John's University, gdzie przez 5 dni będziemy się wszyscy (jak narazie na Facebooku jest 67 osób) integrować + zdobywać takie niezbędne informacje dotyczące bezpieczeństwa itp. Jestem przeszczęśliwa bo z tego co się orientuje będą 2 dziewczyny z Brazylii, czyli mój portugalski pójdzie w ruch. Od rana siedzę przy książkach, żeby trochę sobie poodświeżać. Wracając do tematu prezentów dla Hostów. Moje dzieciaczki mają 6,7 i 14 lat. Mam pomysł odnośnie prezentów dla tych młodszych, ale ciągle biję sie z myślami co kupić najstarszemu. Zazwyczaj rodzinie kupuje się jakieś drobnostki. Chociaż z tym też jest mały problem, bo osobiście nie jestem fanką stojących figurek itp. Myślałam o jakimś albumie po angielsku o Polsce, tradycyjnych polskich słodyczach czyt. Krówki, Ptasie Mleczka. Tak więc jeśli wpadnie Wam do głowy, co można kupić 14-latkowi to piszcie, bo jestem totalnie zielona. Z tego co widzę na jego profilu na FB to jest fanem sportowym (LA Lakers, New York Knicks, New Jork Jets- niestety nic do mnie nie przemawia). Czekam na jakieś kreatywne pomysły. A teraz idę to moich Frases uteis, czyli portugalski wre!

P.S. Justyno W! Serdecznie Cię pozdrawiam, oraz naszą Millenniowską przygodę (obiecałam, że wspomnę ;) ) Oczywiscie Ciebie Natalia też.  A właśnie. Jeszcze tak totalnie z czapy. http://www.youtube.com/watch?v=dnBhn7YSsnM&feature=grec_index dla chcących poćwiczyć, zbierających się do tego od dawna, mówiących- od jutra się odchudzam. 8 min z ,,przuroczym'' panem, który za każdym razem jak czuję, że umrę mówi z uśmiechem na twarzy, że to wszystko jest przecież ,,nice and easy''
Na dzisiaj chyba starczy ;)

niedziela, 28 sierpnia 2011

How to become Au Pair- czyli co? gdzie? i jak ;)

Moją przygodę nazwę początkowo totalnym zbiegem okoliczności. Dlaczego? Otóż, gdyby pewnego mroźnego dnia w lutym do mojego liceum nie przyszedł konsul, teraz na pewno nie byłabym w takim momencie mojego życia. Przede wszystkim przedstawił nam sporo projektów polsko-amerykańskich. Warto o tym poczytać gdzieś w necie. Jestem pewna, że większość z Was na pewno nie zdaje sobie sprawy ile ma przed sobą możliwości (np. Work&tTravel- dla tych, którzy nie chcą wylatywać na cały rok).
A więc szanowny Pan Konsul wspomniał także o wyjeździe jako Au Pair. Ponieważ mam słabość do dzieciaków to już na samym wstępie ten pomysł mi się mega spodobał. Jak tylko wróciłam do domu zaczełam chodzić po blogach dziewczyn, które już w Stanach są, żeby zobaczyć z czym to się je ;)
No i się zaczęło... ;)
1. Przede wszystkim najpierw musicie znaleźć odpowiednią agencję. Wiem, że jest tego sporo ale nie każda jest w 100% godna polecenia. Ja osobiście wyjeżdżam przez Cultural Care i jak do tej pory naprawde nie mam na co narzekać. Czytałam pare nieprzychylnych komentarzy a porpos tej agencji, ale chyba zawsze tak jest że jak komuś coś nie pójdzie, albo czegoś nie dopilnuje to z góry obarcza za to firmę.
Pod koniec marca miałam pierwsze spotkanie w agencji (w moim przypadku w Warszawie, ale wiem, że Cultural Care organizuje takie spotkania po całej Polsce, tak więc każdy znajdzie coś dla siebie )
2. Spotkanie organizacyjne= wstępna rozmowa predyspozycyjna+ rozmowa po angielsku (nie ma się czego bać, każdy wie, że jedziecie tam także po to, aby nauczyć sie rewelacyjnie mówić po angielsku). Tam także dowiecie się o najważniejszych regułach wyjazdu no i zostaniecie przekierowane do wypełnienia internetowej aplikacji na stronie culturalcare.pl
3. Aplikacja internetowa. Z tym jest już sporo roboty i podejdzcie do tego bardzo poważnie. To będzie wasza pierwsza ,,wizytówka'' dla przyszłej host rodziny. Zadbajcie o to , żeby mieć na komputerze 8-10 Waszych zdjęc z dzieciaczkami. Nie ważne w jakim będą wieku, dla rodziny liczy się to, żebyście naprawde miały doświadczenia w opiece nad dziećmi (chociaż tutaj nie dajcie się zwariować- wiadomo, że w tak młodym wieku nie każdy ma bagaż doświadczeń w tej materii. Jeśli czujecie, że naprawde lubicie spędzać czas z dziećmi i przede wszystkim się tego nie boicie- w końcu to wcale nie jest takie proste, jak się niektórym wydaje). Warto jak najszybciej nakręcić o sobie filmik (około 5min). Pamiętam, że bardzo długo się do tego zabierałam. Możecie sobie wyobrazić, że to wcale nie jest takie proste ;) Polecam wejść ne youtube i wpisac au pair video. Tam będziecie mogli znależć pare podpowiedzi. Swojego filmiki nie zamieszczam ze względów czysto hmm wstydliwych ;) Będziecie musiały/eli dostarczyć także personal reference(3) i childcare reference(3). Do będzie taka ankieta o waszych doświadczeniach w opiece nad dziećmi. Bardzo ważny jest także host familly letter. To w nim bezpośrednio zwracacie się do rodziny, opisujecie siebie, swoje doświadczenia i dlaczego chcecie zostać au pair. Bądźcie sobą! To jest naprawde bardzo ważne ;) Mi wypełnianie całej aplikacji zajęło mniej więcej miesiąc. Jeżeli macie prawo jazdy krócej niż rok, będziecie także musieli napisać driving letter- czyli skót tego co patraficie. Pamiętajcie, że w USA zdobyć prawko jest naprawde łatwo. Dlatego musicie przekonać swoją host family, że jesteście dobrymi kierowcami ;)
4.Oczekiwanie. Tutaj muszę położyć wyjątkowy nacisk na to słowo. Mi poszło całkiem sprawnie. Mój 2 match był tym ostatnim. Ale z tego co wiem, dziewczyny miały nawet 5 chwilowych pojawień się rodziny, które zaraz po prostu ,znikały'. Nie można się zniechęcać. Jeśli pokazaliście się z dobrej strony to na pewno się uda ;)
5. Pierwszy kontakt z rodziną. Czyli rozmowa przez Skype albo telefon. To jest naprawde stresujący moment. Mówię to z własnego doświadczenia. Z jednej strony chce się jak najlepiej wypaść, płynnie gadać po angielsku ale jak słyszy się american english to nagle zapomina się najprostszych słów. Na szczęście u mnie szybko to minęło i każda kolejna rozmowa była już tylko lepsza ;)
6. Final decision. Moment, w którym jedna i druga strona mówi tak ;) No i ten cudowny telefon z agencji w Bostonie- masz dopasowanie ;)
7. Formalności, papiery, dokumenty... Wypiszę wszystko to, co musiałam wysłać/załatwić:
-międzynarodowe prawo jazdy- 35zł
-zaświadczenie lekarskie
-zaświadczenie o niekaralności- 50zł
- kopia prawa jazdy
-kopia świadectwa ukończenia liceum
- wizyta w ambasadzie - 420zl
- umówienie się na wizytę z konsulem - około 50zl minuta połączenia to prawie 5zl)
- opłata sevis- 103zl
8. Pakowanie czyli ten moment, w którym jestem teraz ;)

To tak w wielkim skrócie. Jeśli macie jakieś pytania, to chętnie na nie odpowiem.

I jeszcze opłaty programowe:
-1190zl opłata programowa
-1690zl (ubezpieczenie rozszczerzone- nieobowiązkowe, ale szczerze polecam)
Pozdrawiam i mam nadzieje, że trochę pomogłam ;)

The sooner the better.

A więc stało się! Zamierzałam stworzyć tego bloga jakiś czas temu, ale za każdym razem coś stawało mi na przeszkodzie, albo po prostu mi się nie chciało. W każdym razie wiem, że na pewno chce w miare możliwości ten mój pseudo pamiętnik prowadzić. Chociażby dla samej siebie, żeby za ten rok mieć do czego wracać. Chciałabym także- dopóki jestem jeszcze w Polsce- napisać parę rad dla wszystkich tych, którzy w przyszłości planują podobny wyjazd. Mi zostało już tylko 22 dni. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że naprawde będę w Stanach. To, co wymarzyłam sobie jakiś czas temu rzeczywiście się wydarzy. Powiem Wam szczerze, że to całkiem fajne uczucie.
Jestem teraz na etapie tzw. składania wszystkiego do kupy, czyli spisuje wszystko to, co wpada mi do głowy. Bo jednak spakowanie się na rok to nie lada wyzwanie. I chociaż każdy mi mówi ,spakuj się tylko na pierwsze 3 miesiące' to jednak jak przychodzi co do czego, to ogarnięcie tego wszystkiego wydaje się nie lada wyzwaniem. W kolejnym poście opisze (a przynajmniej postaram się) krok po kroku jak zostać Au Pair, przez ile formalności trzeba przejść no i z własnego doświadczenia napisać, co zrobić, żeby się udało.
A więc miłego czytania Wam życzę ;)