piątek, 21 października 2011

HIGH time for recap.

Okej, nie ma dla mnie zadnej wymowki. Zaniedbalam to pisanie tutaj. Chociaz moze takie drobne usprawiedliwienie na sam poczatek: naprawde czas mi tutaj przelatuje przez palce. I nim sie nie obejrze, a juz jest wieczor i sen to jedyne o czym marze :) Tak wiec przepraszam wszystkich moich czytelnikow (bo mam cicha nadzieje, ze ktos jednak tego bloga czyta :) ).  Zastanawiam sie jak zrobic podsumowanie tego, co sie ostatnio wydarzylo, bo tak naprawde kazdy dzien to nowa historia dla mnie. Zacznijmy od tego, ze w srode obchodzilam swoje osobiste swieto- minal rowny miesiac od mojego przylotu. I znowu sobie zadaje pytanie: jak to jest mozliwe, ze tak szybko mi to minelo? Z jednej strony sie ciesze, ze ani przez chwile nie pomyslalam sobie: po co ja tutaj przylecialam, ale z drugiej moja ogrooomna chec do zwiedzania wszystkiego jest na tyle duza, ze obawiam sie, ze najzwyczajniej na swiecie zabraknie mi na to wszystko czasu :) Krotki rachunek sumienia: czy bycie Au Pair wychodzi mi na dobre. Wydaje mi sie, ze zdecydowanie tak. Ciagle poznaje nowych ludzi. To niesamowite uczucie, ze na dobra sprawe kazdego dnia slyszy sie jakas nowa historie, dzieli sie swoimi doswiadczeniami no i dojrzewa sie w ekspresowym tempie. A uwierzcie, ze to mega istotne, zeby nie czuc sie tutaj samotnym. Wiec obiecalam sobie, ze ani przez chwile nie chce tutaj narzekac/kwekac itp. Stalam sie rzecz jasna milosniczka Skype'a, dzieki ktoremu moge pogodzic moje polsko-amerykanskie zycie :)
Pewnie jestescie ciekawi, jak wyglada moj dzien. Wiec zrobmy krotkie streszczenie. Codziennie: chcac nie chcac budze sie o 6. Od miesiaca zastanawiam sie, czy przypadkiem moj host najstarszy wychowanek nie ma przypadkiem problemow ze slucham. Jego budzik dzwoni przez dobra godzine. Niestety moj pokoj, jest dokladnie obok jego no i niestety moj sluch jest chyba zbyt wyczulony. O 6.45 wstaje i zaczynam swoj dzien: przygotowuje sniadanie, lunch boxy i snack'i dla moich szkrabow. Musze ciagle im przypominac, ze to sniadanie- nie telewizja- jest akurat w tym momencie najwazniejsze :) Czasami mi sie to udaje, a uwierzcie, ze to jest akurat juz spore wyzwanie. Poza tym juz w pelni mnie zaakceptowaly. Jak narazie nie wspominaja poprzedniej Au Pair- ktorej de facto wyleciala w zeszla srode. Poczatkowo czulam sie troche nieswojo, bo w jakims stopniu sie do niej juz przyzwyczailam. Dzieki niej poznalam mnooostwo ludzi ze Szwecji, wiec na pewno mialam bardzo dobry wstep do zycia towarzyskiego. Na szczescie poznawanie ludzi dziala na zasadzie efektu domina. I moj krag sie tylko powieksza i powieksza :) Hosci pozwalaja mi prowadzic samochod po godzinach pracy- kolejny pozytyw dla mnie :) No tak, tradycyjnie zeskoczylam z tematu mojego grafiku :) Poranna prace z dziecmi koncze okolo 9. Pozniej mam czas zeby wyjsc z psem, zajac sie domowymi obowiazkami (spokojnie, wcale nie jestem tym zaladowana) i az do 15 mam czas dla siebie. Moze sie wydawac, ze to kupa czasu, ale dodajcie do tego jakies zakupy, spotykanie ze znajomymi, ogladanie filmow, czytanie ksiazek i przede wszystkim rozmowy na Skype i nim sie nie obejrze a juz jest 15 i czas wychodzic- a raczej wyjezdzac- po dzieci:) Musze sie pochwalic, ze od poprzedniego poniedzialku codziennie biegam. Moim torem przeszkod okazuje sie zabite wiewiorki (nr 1 w Rockville- jacie, szare wiewiorki sa WSZEDZIE). Dalej zbieram na komputer. Wydawalo mi sie, ze bedzie to super proste, ale przez to, ze bardzo czesto gdzies wychodze, to pieniadze po prostu znikaja. No tak, wybaczcie- znowu zmienilam temat. A wiec po 15 zaczynamy jazde na wysokich obrotach. Dzieci kazdego dnia maja mnostwo zajec pozalekcyjnych: rolley hockey, practise soccer, dance, jazz, tap, gymnastic, fencing, chess, time to shine (taki mini teatr), tennis, bowling itp. Niesamowite ile maja tutaj mozliwosci samorealizacji. Kurcze, takie male szkraby moga za pare lat przebierac we wlasnych zaiteresowaniach. Dzien konczy nam sie okolo 18, tzn mam na mysli godzine zakonczenia zajec. Wracamy do domu, robimy prace domowe, czas na prysznic i - w przypadku Xanderka (7lat) to najlepszy czas na nauke polskich slowek. Jacie, JEST W TYM REWELACYJNY. Niestety slowka, ktore go interesuja to: kupa, biegunka, siku, mam ptaszka, ziemniak, mam ptaszka, biedronka i chrzaszcz (tak, tak, naprawde to wymowil). Okolo 8 mam czas dla siebie i wtedy najczesciej po prostu biore samochod i spotykam sie ze znajomymi. Starbucks, babskie ploty, domowe ogladanie filmow itp. Ciagle staram sie sobie przypominac, ze naprawde jestem ogromna szczesciara i czuje, ze spelniam swoje marzenia. To wszystko, co kiedys moglo siedziec gdzies tam w najskrytszych zakamarkach mojej glowy teraz po prostu sie realizuje. A wiem, ze przede mna jeszcze cala masa nieodkrytych i na maksa ciekawych rzeczy.
Kochani, ja juz koncze. Nie chce obiecywac- bo pewnie znowu zawiode sama siebie- ale po prostu postaram napisac sie niedlugo. Dziekuje wszystkim tym, ktorzy ciagle sie do mnie odzwywaja. Uwierzcie, to daje mi duzo poztywnej energii- takie sluchanie o Waszych studenckich (i nie tylko ;p) przygodach. Dziekuje tez tym naprawde najblizszym, za to, ze ciagle nie zawodza :) :*
P.S- w ostatnia sobote bylam na przecudownym koncercie Florence and the machine (location: underneath the Manhattan Bridge, price: FREE= awesome experience!!!!)
P.S 2- w ostatnio niedziele po raz pierwszy w zyciu strzelilam 2 cudowne gole na meczu Au Pairek.

O.K. To by bylo na tyle. Do uslyszenia/zobaczenia.